Od pierwszych wyścigów zarysowała się przewaga gospodarzy, którzy na twardym torze wygrywali starty i zdecydowanie lepiej od ostrowian rozgrywali pierwszy wiraż. – Cały czas nad tym pracujemy. Zawodnicy mają sobie pomagać na torze – wyjaśniał Piotr Żyto, trener PGG ROW Rybnik.
W zespole gospodarzy nie było praktycznie słabych punktów. Nawet Linus Sundstroem czy Troy Batchelor, którzy wcale nie błyszczeli w Ostrowie, na torze w Rybniku brylowali bez dwóch zdań. – Ostrów miał atut swojego toru, my mamy swój. Jeśli pogoda nam nie przeszkadza w przygotowaniu toru, to czujemy się na nim wyśmienicie. Mamy zespół z prawdziwego zdarzenia – podkreślał Mateusz Szczepaniak.
W zespole z Ostrowa walkę z rywalami próbował nawiązywać Tomasz Gapiński, który do mety dowoził dwójki. Na samej kresce dwa razy przegrał z rozpędzonymi rywalami. Najpierw z Kacprem Woryną, a później z Siergiejem Łogaczowem. – Dlatego jestem tak zły na siebie. Dwa punkty więcej i wyszlibyśmy z tej trzydziestki. Nie zapominajmy, że jechaliśmy u faworyta. Naszym celem było najpierw utrzymanie, a później walka o play-off – tłumaczył Tomasz Gapiński.
Nie dość, że w niedzielne popołudnie Arged Malesa TŻ Ostrovia szło jak pod górkę, to na dodatek goście nie mieli farta. W 12 wyścigu jadący na prowadzeniu Aleksandr Łoktajew zanotował defekt na prowadzeniu. – Rozsypał się prawie cały silnik. Byłem już szybki w drugiej fazie zawodów. Kompletny niefart tego dnia – podsumował Rosjanin w barwach ostrowskiej drużyny.
Wynik 61:28 sugeruje totalny pogrom beniaminka w Rybniku. Na torze jednak działo się bardzo dużo i końcowy rezultat nie do końca oddaje walkę na dystansie. –Gospodarze byli lepsi. My jak widać mamy jeszcze nad czym pracować. Cel na sezon się nie zmienił. Walczymy dalej o play-offy i mocno przygotowujemy się do meczu ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk – podsumował trener ostrowian, Mariusz Staszewski.